Co warto zobaczyć na Djerbie? Top atrakcje
Nie umiesz się targować? Przed podróżą do Tunezji warto, a nawet trzeba posiąść tę umiejętność, bo żaden produkt nie ma tu ceny. To nieodzowny element wakacji w tym kraju.
Djerba to tunezyjska wyspa na Morzu Śródziemnym. Jest niewielka, ale obfitująca w atrakcje, dlatego cieszy się dużą popularnością wśród turystów z całego świata. Na wyspie można zwiedzać liczne zabytki, obserwować różowe flamingi na Cyplu Flamingów, obejrzeć kolorowe murale projektu Djerbahood, uprawiać sporty wodne czy po prostu odpocząć na piaszczystej plaży jednego z licznych hoteli i zażyć kąpieli w turkusowym morzu. Atrakcją są tu też zakupy, a właściwie…targowanie się.
Houmt Souk
Houmt Souk to targowisko w stolicy Djerby. Warto się tu wybrać przynajmniej z trzech powodów. Pierwszy to oczywiście kupienie pamiątek. Asortyment jest tak duży, że nie ma możliwości wyjść z pustymi rękami. Drugi powód to okazja do podpatrzenia z bliska życia Tunezyjczyków w czasie spaceru w centrum. Największą zabawą jest jednak ustalanie ostatecznej ceny towarów. Mistrzowie targowania się mogą tu naprawdę sporo oszczędzić, a sprzedawcy wręcz tego oczekują.
W drodze na suk
Wchodzę w plątaninę wąskich uliczek Houmt Souk, mijam białe mury zabudowań z niebieskimi, ozdobnymi drzwiami i zakratowanymi oknami, kryjącymi życie rodzinne Tunezyjczyków przed ciekawskim okiem przechodniów, ale także przed dżinami i skorpionami, które według wierzeń miejscowych boją się niebieskiego koloru.
Tu i ówdzie po murze wspina się dorodny krzew bugenwilli, obficie obsypany różowymi lub czerwonymi kwiatami, pięknie kontrastującymi z otoczeniem. Na domach dostrzegam tabliczki z nazwami ulic. Obok arabskich napisów widnieją łacińskie litery. Nazwy są także w języku francuskim, będącym językiem urzędowym w Tunezji, która przeszło pół wieku pozostawała pod protektoratem Francji. Zaczynają pojawiać się sklepiki, kramy i stragany, co oznacza, że dochodzę do targowiska tzw. suku.
Oferta bazaru jest przebogata - od mydła do powidła, dosłownie. Począwszy od kosmetyków na bazie składników naturalnych np. czarne mydło z czarnuszką, olejek jaśminowy czy arganowy; poprzez przeważające rękodzieło: kosze i kapelusze wyplatane z trawy morskiej, kolorowa i wzorzysta ceramika, biżuteria, wyroby ze skóry wielbłądziej: torebki, portfele, paski, ręcznie tkane dywany, tuniki w żywych kolorach, a skończywszy na oryginalnych mieszankach ziół i przypraw, zielonej herbacie, daktylach i tradycyjnych przysmakach.
Nie szukaj cen
Tak szeroki wybór asortymentu sprawia, że suk to idealne miejsce do zakupienia pamiątek i upominków. Połowa października, mimo sprzyjającej aury, to już końcówka sezonu turystycznego na Djerbie. Sporo straganów jest zamkniętych, ale w końcu znajduję to, czego szukałam.
Tutaj żaden przedmiot nie ma ceny. Aby kupić upatrzoną rzecz, należy nawiązać kontakt z czujnie nas obserwującym sprzedawcą. On żyje z handlu, a długoletnie doświadczenie sprawia, że dostrzeże błysk w oku, gdy coś przykuje naszą uwagę.
Świadoma, że ceny w Tunezji kształtują się na podobnym poziomie jak w Polsce, zadaję kluczowe pytanie o cenę w walucie, którą dysponuję, a mogą nią być tunezyjskie dinary, dolary amerykańskie bądź euro. Pytanie o cenę oznacza chęć przystąpienia do targowania się.
Zwykle w odpowiedzi pada mocno wygórowana kwota i naszym zadaniem jest ją zbić do akceptowalnego dla obu stron poziomu. Sprzedawca przedstawia się z uśmiechem, pyta mnie o imię i o kraj pochodzenia. Okazuje się, że Hassan, bo tak ma na imię właściciel straganu, zna kilka słów w języku polskim – nic dziwnego, gdyż Tunezja jest bardzo popularnym kierunkiem wakacyjnym wśród Polaków - więc chwali się ich znajomością.
Weź pieniądze i dużo czasu
Na moją kontrpropozycję cenową reaguje żywiołowo, wymachuje rękoma i łapie się za głowę. Tłumaczy mi coś w języku arabskim, dla mnie kompletnie niezrozumiałym, więc w ruch idzie zeszyt w kratkę i ołówek, które stanowią od tej chwili nasze podstawowe narzędzia podczas targowania się – na szczęście na całym świecie stosujemy cyfry arabskie, więc tutaj nie ma już mowy o niezrozumieniu.
Na korzyść Hassana działa czas, którego on ma mnóstwo, a ja mocno ograniczone zasoby, bo na określoną godzinę muszę stawić się w umówionym miejscu, gdzie będzie czekał autokar, który odwiezie adeptów sztuki targowania się do hotelu. Kolejne kwoty są wpisywane i przekreślane przez każdą ze stron, aż po dobrych kilkunastu minutach udaje nam się dojść do porozumienia i spotkać mniej więcej w połowie pierwotnej ceny podanej przez Hassana.
W przypadku bariery językowej, kluczowa jest mowa ciała. Skinienie głowy i uśmiech oznaczają osiągnięcie porozumienia, a negocjacje kończy uścisk dłoni. Następuje czas zapłaty. Mnie dodatkowo ujął drobny gest Hassana, który zakupione przeze mnie drobiazgi zapakował w kawałek codziennej gazety w języku arabskim. Wykorzystałam tę makulaturę jako tło w ramce ze zdjęciami z mojego kilkudniowego pobytu w Tunezji.
Patrzę na zdjęcia na tle arabskiego pisma, spoglądam na jeden z drobiazgów zakupionych u Hassana i przypominam sobie wizytę na suku, radość zakupów i tunezyjską lekcję targowania się, i uśmiecham się na wspomnienie smaków, zapachów i kolorów słonecznej Tunezji.